„Życie seksualne dzikich” i inne
Nowożytny ideał miejsca pracy uczonego zawierał trzy rzeczy: gabinet, bibliotekę i ogród. Zapomina się o tym ostatnim, a przecież był w każdej rezydencji szlacheckiej, nie tylko jako przestrzeń gospodarcza lub imprezowa. Był też cząstką przyrody, mikrokosmosem.
Wyczytaną w książkach teorię należało konfrontować z praktyką, aby ta pierwsza nie była próżnymi urojeniami. Za idealne źródło praktyki uważano naturę: uporządkowaną, powtarzalną i zrównoważoną, swoiste perpetuum mobile.
Pierwsi nowożytni naukowcy wywodzili się raczej ze stanów uprzywilejowanych, wyżej ceniących życie we dworach, zamkach i poza miastem w ogóle. Ale stopniowo badania zaczynało prowadzić coraz więcej osób nieszlacheckiego pochodzenia, mieszkających w miastach poddanych presji eksplozji demograficznej. Z czasem coraz trudniej było o kawałek dobrze utrzymanej zieleni.
W wieku XIX-tym gabinet zawalony papierami stał się niejako biblioteką-rupieciarnią, a ogród wypadł z łask. Lawinowy przyrost literatury naukowej coraz bardziej domagał się od uczonego przebywania przy biurku, także w celu prowadzenia bogatej i licznej korespondencji.
Jednym z uczonych zajmujących się naukami społecznymi, którzy oderwali się od biurek, był Bronisław Malinowski. Naukowiec i obieżyświat zmarł 16 maja 1942 roku w amerykańskim New Haven, posiadając tytuł profesora Yale University i doktora honoris causa Uniwersytetu Harvarda. Ów antropolog społeczny, etnolog, religioznawca i podróżnik, autor m.in. „Argonauci Zachodniego Pacyfiku” czy „Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”, swoją drogę naukową zaczynał na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.