Stalin nie żyje!
„Był naszym nauczycielem. Najlepszym i najmądrzejszym z przyjaciół. Całe swe życie poświęcił sprawie wyzwolenia klasy robotniczej i wszystkich ludzi pracy. Miliony ludzi Związku Rad i krajów idących drogą socjalizmu tworzą świat nowy, nosząc w sercach i na ustach imię Stalina” – fragment Polskiej Kroniki Filmowej z 1953 roku.
5 marca 1953 roku zapisał się na zawsze w dziejach ludzkości. Na cały blok wschodni jak grom spadła wiadomość, że Stalin nie żyje. Żałoba państwowa ogarnęła ZSRR, a tyrana i mordercę opłakiwano jako wodza postępowej ludzkości, przyjaciela dzieci i górskiego orła. W PRL i innych „demokracjach ludowych” władze – w myśl zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam” – domagały się od mieszkańców udziału w publicznych uroczystościach, które były swoistymi sondażami poparcia i testem wierności wobec systemu.
W Warszawie symboliczną trumnę wystawiono przed Domem Partii – dziś Centrum Bankowo-Finansowe. Miał obok niej przejść pochód liczący 350 tys. osób. Umarł Stalin, ale nie stalinizm – za dowcip polityczny wciąż można było trafić do więzienia. W Katowicach, na próbie Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, jej dyrektor i dyrygent Grzegorz Fitelberg poprosił obecnych o powstanie. Miał wtedy powiedzieć: „Z Moskwy nadeszła smutna wiadomość. Umarł wielki, radziecki… kompozytor Sergiusz Prokofiew. Uczcijmy jego pamięć minutą milczenia”. Gdy wszyscy usiedli, podobno zwrócił się do koncertmistrza: „Panie Wochniak, podobno Stalin też umarł?”. Grzegorz Fitelberg, mimo że dopuścił się niewyobrażalnego jak na tamte czasy nietaktu, zmarł śmiercią naturalną 10 czerwca 1953 roku w Katowicach.