Spiskowa praktyka

Spiskowa praktyka

Istnieje światowy i ponadczasowy spisek. To zmowa głupców, którzy istnieją od zawsze i wszędzie mają swoich ludzi. A już zupełnie poważnie: 2 stycznia 1939 odszedł do wieczności człowiek ze zdjęcia. Kim był? Z dzisiejszego punktu widzenia: osobą, której podobiznę poprawnie rozpozna większość Polaków. O niewielu można tak powiedzieć. Jego największe znaczenie przypadło na schyłek I wojny światowej i konferencję pokojową, wtedy okrzykniętą jako „mającą położyć kres wszelkim wojnom”.

Na kongresie wiedeńskim (1815) w ramach „koncertu mocarstw” ustalono ład po wojnach napoleońskich. Przetrwał on do wybuchu Wielkiej Wojny (1914) – czyli prawie sto lat. Po niej wszystkim marzyła się lepsza przyszłość. I właśnie wtedy, Roman Dmowski z Ignacym Paderewskim, reprezentowali odradzającą się Polskę tam, gdzie decydowały się losy europejskiego dziś i jutro: na trwającej ponad rok konferencji w Wersalu (1919–20).

Dmowski wystąpił w roli intelektualisty i dyplomaty. W tej drugiej dziedzinie miał już doświadczenie: od sierpnia 1917 przewodził Komitetowi Narodowemu Polski, uznanemu przez Anglię, Francję i Włochy za polityczną reprezentację narodu polskiego, dążącego do odzyskania własnej państwowości. Dmowski na obradach imponował erudycją, logicznością argumentacji i znajomością języków. Polacy mieli szczęście do takiego przedstawiciela. Od lat powtarzał, że właściwym wrogiem Polaków są Niemcy, naród atrakcyjny gospodarczo i kulturowo – czego nie dało się powiedzieć o Rosjanach.

Taki pogląd był zaprzeczeniem wcześniejszych polskich doświadczeń, zwł. antyrosyjskich powstań: kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego. Praktyczna strona poglądów Dmowskiego (sojusz z Rosją przeciw Niemcom) umożliwił mu w przyszłości związanie się z sojusznikami naszego sojusznika: Anglią i Francją. Wobec upadku caratu, puczu październikowego i wojny domowej w Rosji, karty w polityce europejskiej rozdawały właśnie Anglia i Francja – które z początku nieufnie traktowały Naczelnika Józefa Piłsudskiego. Dla nich był niedawnym wrogiem, skoro dowodził jednym z Legionów polskich, walczących wraz z Austro-Węgrami przeciw Rosji.

Tu dochodzimy do dualizmu „Dmowski-Piłsudski”. To współtwórcy niepodległej Polski, choć dzieliło ich wiele. Dmowski urodził się we wsi Kamionek pod Warszawą (obecnie Praga-Południe), w biednej rodzinie, zaliczanej do podupadłej szlachty. Jego ojciec zaczynał jako robotnik, z czasem dorobił się własnej firmy brukarskiej. Piłsudski przyszedł na świat we dworze szlacheckim. Pierwszy był przywódcą narodowej demokracji, ideologiem polskiego nacjonalizmu. Drugi, mimo szlacheckiego pochodzenia, zaczynał jako socjalista-rewolucjonista, co wyrażało się m.in. w tym, że do niepodległości dążył jak najszybciej, za każdą cenę i w jakichkolwiek granicach. Długo można mówić o różnicach między nimi, ale bez wątpienia byli polskimi patriotami, choć zupełnie inaczej wyobrażających sobie przyszłą Polskę.

Wielkim ludziom często towarzyszą wielkie wady. Dmowski był przekonany o istnieniu zakulisowej siły, „niewidzialnej ręki” masońsko-żydowskiej, ingerującej w dzieje. Owa ingerencja nie byłaby taka zła, gdyby nie to, że w jego rozumieniu była programowo antypolska. Mimo licznych sukcesów jego widzenie świata i formułowane z niego diagnozy nie dały mu powodzenia i doprowadziły do rażących pomyłek.

W II RP, złożonej w 1/3 z mniejszości, niemożliwą była ich przymusowa polonizacja (jak chciał tego Dmowski). Nie chciał lub nie umiał zapobiec radykalizacji ruchu narodowego, naśladującego wzorce faszystowskie i nazistowskie. Nie wierzył w wybuch II wojny światowej, choć wieszczyli ją co bystrzejsi współuczestnicy rokowaniach wersalskich. Ale jednoznaczna ocena Dmowskiego jako antysemity to błąd tak samo, jak ukazanie niemal tysiąca lat relacji polsko-żydowskich przez pryzmat holokaustu.