Śmierć kapłana
Tłumiącym stołeczny zryw Niemcom nie wystarczyło samo uśmiercenie ofiary – oprawcy urządzali swego rodzaju makabryczne zawody, w których prześcigali się w wymyślaniu najbardziej plugawych zbrodni.
Ksiądz pallotyn Józef Stanek do samego końca błogosławił wiernym. Duchowny w czasie Powstania Warszawskiego pełnił posługę jako kapelan zgrupowania Armii Krajowej „Kryska”.
23 września 1944 r. ksiądz Stanek ps. „Rudy” dostał się się w ręce zdegenerowanych żołdaków z 36 Dywizji Grenadierów SS „Dirlewanger”. W jej szeregach znaleźli się wyrzuci z człowieczeństwa kryminaliści i gwałciciele, których czyny odrzucały nawet największych hitlerowskich oprawców. „Gromada świń, a nie żołnierze” – miał o nich powiedzieć mający na rękach krew tysięcy niewinnych ludzi generał SS Erich von dem Bach-Zelewski.
Dirlewangerowcy przygotowali dla księdza Stanka okrutną śmierć. Jeden ze świadków relacjonował przebieg zdarzenia w następujący sposób:
„Gdy go zobaczyła karna kompania hitlerowska, nie przestawała zanosić się od szyderczych ryków. Zabiegali mu drogę i huzia pięściami prać go po twarzy. Tłukli i walili krzycząc: Ci są najgorsi! Nie Anglicy! Nie Żydzi! Ci w czarnych kieckach! To są diabły!”.
Następnie kapelan został zaprowadzony na zaplecze magazynu przy ul. Solec, gdzie powieszono go na jego własnej stule. Według świadka, Stanisławy Żórawskiej, kapłan mając już zaciśniętą pętlę na szyi udzielił jeszcze spod szubienicy błogosławieństwa polskim jeńcom. 13 czerwca 1999 r. pallotyn został jednym ze stu ośmiu męczenników II wojny światowej.