Rakieta a sprawa polska
Ten sam wynalazek może znaleźć „pozytywne” i „negatywne” zastosowanie. Rakietą można wysłać sondę lub statek załogowy w kosmos albo wystrzelić bombę, która może zniszczyć największe miasto.
Rakiety po raz pierwszy masowo i z powodzeniem zastosowali Brytyjczycy w bombardowaniu Kopenhagi. Od 16 sierpnia do 5 września 1807 na stolicę Danii spadło ok. 2500 takich pocisków. Był to jeden z kluczy do wielkiego zwycięstwa brytyjskiego. Uzbrojenie dostarczył William Congreve (1772–1828), od 1804 pracujący nad nim w Laboratorium Królewskim. Dodajmy, że Brytyjczycy zetknęli się z rakietami w Indiach, ale już Mongołowie w XIII w. wykorzystywali je podczas swoich szybkich podbojów.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa znajomość rakiet – wszystko jedno czy jako ognie sztuczne, czy jako pociski – do Indii czy Mongołów trafiła z Chin. Nie da się wskazać bezpośredniego związku między tymi pochodzącymi z Indii, a udoskonalonymi przez Congreve’a. Ale broń ta, zwana racą kongrewską, szybko się upowszechniła.
Doświadczenia nad nią prowadzili m.in. oficerowie artylerii Piotr Karol Bontemps (polski generał francuskiego pochodzenia) i Józef Bem (późniejszy bohater narodów polskiego, węgierskiego i tureckiego). To oni stworzyli pierwsze oddziały polskich wojsk rakietowych.
Po wybuchu powstania listopadowego (noc z 29 na 30 listopada 1830) część Polaków chciała się dogadać z carem. Delegacja pod wodzą księcia Druckiego-Lubeckiego w Petersburgu chciała pokoju, ale domagała się – i słusznie – przestrzegania konstytucji z 1815 roku, od której carat w poprzednich latach bezprawnie odchodził.
13 grudnia 1830 car wprowadził stan wojenny w prowincjach zabranych (ziemiach wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, które nie weszły po 1815 w skład Królestwa Polskiego) i zarządził mobilizację korpusu interwencyjnego dla stłumienia powstania. Despotyczny władca, monarcha absolutny, nie był zainteresowany negocjacjami i kompromisem z poddanymi.
W efekcie, 25 lutego 1831 doszło do wielkiej, nierozstrzygniętej bitwy pod Olszynką Grochowską. Toczyła się ze zmiennym powodzeniem, w trudnych warunkach pogodowych, wiele było nieporozumień i przypadku w działaniach obu stron, a dzień był krótki. Pod koniec batalii możliwa była całkowita klęska cofających się Polaków od uderzenia masy rosyjskiej jazdy. Nie stało się tak dzięki polskiemu ostrzałowi rakietowemu, który jeszcze bardziej niż śmierć, niósł strach wśród jeźdźców i koni, nieoswojonych z taką bronią.
A zatem: pod Olszynką (dziś w granicach Warszawy) Polacy stawili czoło Rosjanom. Nie dali się rozbić. Obie armie cofnęły się. W kategoriach sportowych byłby to remis, ze wskazaniem na Polaków, których nie stać było na przegraną. Taktyczne zwycięstwo polskie przedłużyło życie powstania. A to „czy było ono do wygrania?”, „czy można było je inaczej rozegrać?” lub „czy kierownictwo powstania zmarnowało to, co osiągnięto pod Olszynką” – to już zupełnie inna historia.