Organizacje lewicowe w powstaniu warszawskim

Organizacje lewicowe w powstaniu warszawskim

Dwudziestego siódmego dnia powstania, 27 sierpnia 1944 roku, zreorganizowano obronę Starego Miasta. Udało się to, mimo samowolnego przejścia kanałami ze Starego Miasta na Żoliborz, około trzystu żołnierzy Armii Ludowej, konspiracyjnej organizacji zbrojnej Polskiej Partii Robotniczej. Formalnie była podporządkowana utworzonej przez komunistów Krajowej Radzie Narodowej. Mimo sprzeciwu części kierownictwa PPR, wedle różnych danych w powstaniu walczyło około pięciuset żołnierzy z AL, ale też z Polskiej Armii Ludowej, tworzonej przez Robotniczą Partię Polskich Socjalistów.

Przed powstaniem warszawskim obie organizacje zbrojne nie podporządkowały się Związkowi Walki Zbrojnej (ZWZ), a następnie Armii Krajowej (AK) w ramach tzw. akcji scaleniowej. Podczas powstania ich zachowanie było niejednoznaczne. Z jednej strony deklarowali podległość dowództwu AK. Walczyli i ginęli ramię w ramię z żołnierzami Wojska Polskiego, podległymi Rządowi Rzeczypospolitej, naówczas przebywającemu w Londynie. Z drugiej jednak strony, gdy im to odpowiadało, działali samodzielnie, co było dla AK problemem.

Owego dnia trwały walki o staromiejską Katedrę św. Jana. Powstańcy zdobyli 100 kg materiału wybuchowego. Walczono o poszczególne piętra ogromnego budynku Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, na skraju Nowego Miasta. Bój o gmach trwał od początku powstania. Zakończono go dopiero nazajutrz, gdy powstańcy musieli się wycofać. Także 27 sierpnia owego roku, w odległym Los Angeles, rozpoczęto obchody hołdu dla Polski, trwające do 2 października, czyli do decyzji kierownictwa powstania o zaprzestaniu działań ofensywnych i wysłaniu emisariuszy dla wynegocjowania kapitulacji.

Z depeszy Naczelnego Wodza, gen. Kazimierza Sosnkowskiego, do Komendanta Armii Krajowej Tadeusza Komorowskiego ps. Bór, z 28 sierpnia 1944 na temat zrzutów nad powstańczą Warszawą i jej okolicami: „Samolotów startowało 160. Wedle meldunków zadanie wykonało 78. Zginęło samolotów i załóg 27. Zrzutów na Warszawę meldowano 34, pokwitowanych przez Was 25. Zrzutów na lasy podwarszawskie meldowanych 37, pokwitowanych przez Was 25”.

Dodajmy tu anegdotę, ufając pisarzowi i felietoniście Stefanowi Kisielewskiemu (1911–1991) w jej prawdziwość. W „Abecadle Kisiela”, wydanym w 1990 roku zapisie refleksji Kisielewskiego o ludziach jego epoki, jest relacja o gen. Tadeuszu Pełczyńskim (1892–1985), który jako Szef Sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej miał przekonać Komendanta Głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego ps. Bór o konieczności wybuchu powstania.

Oddajmy głos Kisielowi: „Tadeusz Pełczyński to był porządny człowiek, ale Warszawę w 1944 roku zburzył. Generał Pełczyński (…) to był właściwy dowódca powstania warszawskiego, bo Tadeusz «Bór» Komorowski wielkiego wpływu na dowodzenie nie miał. To Pełczyński był inicjatorem powstania. W Londynie w 1957 roku zadzwonił do mnie generał Pełczyński – nie znałem go wtedy – że chce się spotkać. Spotkaliśmy, a że on był z „dwójki” – oficer wywiadu – to zaczął mnie wywiadowczo traktować. Pełczyński pyta: Czy pan służył w wojsku? Mówię: Służyłem. Pełczyński: A w którym pułku? Mówię: W takim a takim. (…) W końcu (…) mówię: Panie generale, teraz ja chcę panu zadać pytanie. Pełczyński: Proszę bardzo. Więc ja mówię: Fortepian. Smoking. Biblioteka po ojcu. Pełczyński: Co? Mówię: Przepadły mi w powstaniu warszawskim 1944 roku i chcę wiedzieć dlaczego. Tadeusz Pełczyński wściekł się, wyzywał mnie od demagogów. Rozstaliśmy się niedobrze. Był to porządny człowiek, ale ewidentnie Warszawę zburzył”. Kisiel, warszawiak z urodzenia, do końca życia żałował przedwojennej Warszawy. Podczas powstania pracował w Polskim Radiu. Ranny 3 sierpnia, wywieziony z transportem ludności cywilnej, przeżył – w przeciwieństwie do wielu przyjaciół i znajomych z dawnych lat.