Nie jestem idiotą!
Budując Cytadelę Warszawską, uruchomioną 4 maja 1834 roku, wyburzono całą dzielnicę. Fortyfikacja była karą za powstanie listopadowe i upośledziła rozwój miasta aż do czasu po pierwszej wojnie światowej. Wokół niej była esplanada, czyli otwarty teren, po którym musiał przejść potencjalny przeciwnik, żeby dosięgnąć umocnień. Stąd wszystko co stało dookoła Cytadeli obrócono w gruz, a budowy czegokolwiek nowego zabroniono.
Do dziś na mapie Warszawy widać, że jej lewobrzeżna część sięga daleko na południe, aż do Lasu Kabackiego. Na północny odwrotnie, tam miasto długo nie rozrastało się. Dopiero po 1918 roku na dobre rozbudowano Żoliborz, a po 1945 powstały blokowiska na Bielanach. Wielka budowa, jak Cytadela, to wielkie pieniądze.
Malwersacje, niewydolność i skorumpowanie administracji carskiej były powszechnie znane. Skradziona przy okazji robót budowlanych kwota, w odniesieniu do całości kosztów inwestycji była znikomą, ale pojedynczej osobie i jej rodzinie mogła na długo zapewnić dostatnie życie. Ale korupcja kończyła się tam, gdzie zaczynały sprawy zasadnicze, a za taką uważano honor. Były to czasy, kiedy uraza mogła skończyć się śmiercią w pojedynku albo infamią w razie uchylania się.
Jedną z najznakomitszych ówczesnych twierdz europejskich był austro-węgierski Przemyśl. Budową oficjalnie musiał kierować wojskowy. Generał, co nie dziwi, nie bardzo znał się na ekonomii. Oskarżono go o zawyżenie kosztów, i tak już astronomicznych. Miał unieść się honorem, przedstawiając przełożonym rozliczenie, które zakończył: „Kto nie wierzy – jest idiotą”. Pismo trafiało coraz wyżej, aż dotarło do cesarza Franciszka Józefa. Po zapoznaniu się z dokumentem, miał odpowiedzieć „Nie jestem idiotą!”, zamykając bieg sprawy.