Litery małe i duże

Litery małe i duże

W języku angielskim „pole” (pisane małą literą) to biegun, ale „Pole” (pisane dużą literą) to Polak lub Polka. W angielskim nazwy przedstawicieli danej wiary lub wyznania piszemy dużą literą (Jew, Christian, Catholic). W polskim: małą (żyd, chrześcijanin, katolik). Gdy mamy na myśli „osobę wyznania mojżeszowego”: wyraz „żyd” napiszemy małą literą. A „Żyd” pisany dużą literą to nazwa człowieka utożsamiającego się z narodem żydowskim.

W XIX wieku, w fenomenach jak naród i świadomość narodowa, zaczęły brać masowy udział grupy społeczne dotąd nieobjęte szerzej owymi zjawiskami. Np. wykształcono nieistniejące wcześniej pojęcia jak „niemieckość” czy „włoskość”. Wokół nich łączyli się ludzie z miast i prowincji dawniej ze sobą zawzięcie walczących. Tak zjednoczono (w pewnym sensie: wykreowano) Niemcy (1871) i Włochy (1861). Często można spotkać pojęcie XIX-wieczne „odrodzenie” lub „przebudzenie” narodowe. To sugestia, że było co „budzić” i „odradzać”. Wbrew temu, średniowieczne i wczesnonowożytne rozumienie narodu można ograniczyć do jego elit. Ale i to nie zawsze.

Po pierwsze, obok patriotycznej szlachty i duchownych uznających dobro Kościoła polskiego za wartość pozytywną, byli arystokraci-kosmopolici i klerycy, którzy uważali siebie za ludzi uniwersalnego Kościoła, bardzo rygorystycznie traktując oświadczenie Jezusa dane Piłatowi: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36). Dodajmy, że „Kościół” pisany dużą literą to instytucja, a „kościół” pisany małą, to pojedyncza świątynia. A co z mieszczanami?

Jeśli zamożność umieli przekuć w wykształcenie – częściej woleli awansować do sfer wyższych. A wtedy, jak inni szlachcice, wybierali między „kosmopolityzmem” i „patriotyzmem”. Po drugie: nie każdy średniowieczny student był arystokratą. Mógł być chłopskiego pochodzenia, jeśli np. hierarcha kościelny dostrzegł jego uzdolnienia i zdecydował się w niego zainwestować. A studenci na uczelniach dzielili się na tzw. nacje. Jest to jeden z wielu elementów, z których dziś składamy mozaikę narodzin świadomości narodowej.

XIX wiek to też okres, gdy w USA ugruntowano nowe rozumienie narodu. Powstał naród amerykański. Amerykaninem stawał się każdy przybysz, przestrzegający miejscowych praw w trakcie starań o poprawę swojego losu. Była i inna nowość. Istniały wtedy, jak i dziś, społeczności żyjące w rozproszeniu, długo lub nigdy niemające własnego państwa, jak Ormianie, Romowie i żydzi. Część żydów (pisanych małą literą, jako grupa wyznaniowa) – pomna problemów, jakie mieli na przestrzeni wieków z utrzymaniem własnej tożsamości i swobodą kultu – zaczęła dążyć do stworzenia narodu żydowskiego.

Plan był prosty: gdy zaistnieje naród, Żydzi (pisani dużą literą) stworzą własne państwo. Taką ambicję miały i wciąż mają inne narody. 10 listopada 1884 był kolejnym dniem obrad tzw. Konferencji Katowickiej. Na niej, delegaci Ruchu Miłośników Syjonu zdecydowali o założeniu nowych osad żydowskich w Palestynie. Plan żydowskich narodowców (nazywanych syjonistami) mógł wtedy wydawać się science-fiction.

Takoż 10 listopada, w 1865, na świat przyszedł Władysław Umiński, zwany często polskim Juliuszem Verne’m. Wraz z Antonim Lange (1862–1929) i Jerzym Żuławskim (1874–1915) był prekursorem fantastyki naukowej w literaturze polskiej. Jej najsłynniejszym przedstawicielem był jeden z naszych niedoszłych noblistów: Stanisław Lem (1921–2006). A 10 listopada 1909 urodził się Paweł Jasienica, postać, której chyba żadnemu polskiemu miłośnikowi historii przedstawiać nie trzeba, a jego prace są w niemal każdym polskim domu.