Kiełbachy do góry i golimy frajerów!
Piłka nożna to sport drużynowy, gdzie „ruszanie głową” przy ustalaniu taktyki i strategii, składu i ustawienia drużyny, jest tak samo ważne jak ruszanie mięśniami. Ostatni prawdziwy piłkarski sukces Polaków – a nie zdarzające się od czasu do czasu remis lub wygrana z Anglią lub Niemcami – to srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Dokonała tego kadra selekcjonera Janusza „Wójta” Wójcika, urodzonego 18 listopada 1953 w Warszawie.
Była to barwna i charakterna postać, czego świadectwem są dwie części jego autobiografii: „Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie” (2014) i „Wójt. Jak goliłem frajerów. O piłce, pieniądzach i kobietach” (2016). Jego kariera to przykład, że można zdobyć medal olimpijski jako trener nie mając ani jednego meczu rozegranego jako reprezentant Polski, ani nie mając w kadrze gwiazdy choćby europejskiego formatu, nie wspominając o gwieździe światowej, jak Robert Lewandowski. Do dziś mówi się – pół żartem, pół serio – o „klątwie Wuja”, przez którą od 27 lat Polska piłka nawet nie zbliżyła się do podobnego osiągnięcia.
Zaś 18 listopada 1949 na warszawskim lotnisku Okęcie aresztowano pod zarzutem szpiegostwa André Robineau, pracownika Instytutu Francuskiego w Warszawie. Czyniąc długą historię krótką: była to prowokacja polskiej bezpieki, demonstracja jej rzekomej skuteczności oraz element socjotechniki okresu stalinizmu: zaszczepianie w społeczeństwie szpiegomanii nakierowanej antyzachodnio, przy jednoczesnym – doprowadzanym aż do śmieszności – podkreślaniu przyjaźni polsko-radzieckiej.
Ta sprawa to okazja do przypomnienia PRL-owskich kolejek, ale nie tych po papier toaletowy lub mięso. Były też inne, istniejące przez cały PRL, niezależnie od sytuacji gospodarczej – bo nie o zakupy chodziło. Były to kolejki do okien na świat, wolnych od PRL-owskiej propagandy i – przede wszystkim – cenzury. Do wysp, gdzie były czytelnie i biblioteki z książkami i czasopismami niedostępnymi, a nawet zakazanymi w komunistycznej Polsce. Zakazanymi: a więc za próg danej placówki – jak np. Instytutu Francuskiego – tych druków nie wolno było wynosić, czytać można było tylko na miejscu.
Tą drogą Polacy, zwłaszcza młodzież – mająca przez to dodatkową motywację do nauki języków – dowiadywała się nie tylko co słychać w polityce światowej, ale i w świecie popkultury, w wymiarze filmu, mody, muzyki i obyczajowości. Kolejki były długie, zwykle ustawiały się nim wzeszło Słońce. Ot, jeden z obrazków ze świata, który przestał istnieć po zniesieniu cenzury i otwarciu granic.