Ja panu nie przerywałem
Awantury sejmowe były na porządku dziennym w II Rzeczypospolitej. Nieraz kończyły się one nawet interwencją wojska lub policji. Działo się tak ponieważ w regulaminie sporządzonym podczas pierwszych obrad Sejmu zapisano, że za porządek obrad odpowiada straż marszałkowska, ale ze względów bezpieczeństwa marszałek ma do dyspozycji „specjalny oddział”.
Tymczasem posłowie nie przebierali w słowach i czynach. W lipcu 1920 r. doszło do zamknięcia posiedzenia Sejmu i opuszczenia sali obrad przez marszałka Wojciecha Trąmpczyńskiego, po tym, jak wdał się w dyskusję z posłem obozu piłsudczyków Juliuszem Poniatowskim.
Fragment ich rozmowy wyglądał następująco:
– Pan marszałek się myli, jeśli sądzi, że mi dziś głos odbierze. Dzisiaj są rzeczy za wielkie.
– Odbieram Panu głos. Proszę zejść z trybuny.
– Panie marszałku, niech się Pan uspokoi.
– Proszę natychmiast zejść!
Równie mocno dokazywała ówczesna opozycja parlamentarna, która często skandowała w czasie obrad: „Precz z faszystowskim rządem Piłsudskiego!”.
Sprzeciw wzbudzała także obecność wspomnianych żołnierzy w izbie niższej parlamentu. 31 października 1929 r. marszałek Sejmu Ignacy Daszyński odmówił otwarcia sesji ze względu na ponad 100 uzbrojonych oficerów towarzyszących Józefowi Piłsudskiemu.
Nie była to jednak pierwsza poważna sprzeczka pomiędzy oboma panami. Już 11 listopada 1918 r., zaledwie pięć dni po utworzeniu rządu Daszyńskiego, Piłsudski miał rzucić w stronę premiera słynne słowa: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”.