Grunwald – i co z tego?
Od bitwy pod Grunwaldem, a ostateczną klęską zakonu krzyżackiego w 1466 minęło 56 lat. Czemu tak wiele? Jak to się stało, że zakon dostał czas na odbudowanie się, a jego całkowite pokonanie wymagało aż trzynastoletniej wojny?
Wyjaśnijmy: mapę trzeba nie tylko widzieć, ale też ją rozumieć. Polska leży w miejscu, gdzie polityka jednego państwa zależy w sporej mierze od jej sąsiadów. Podbój Szkocji i Walii przez Anglię, to nie to samo co zajęcie przez Polskę Prus lub Rusi Halickiej.
Grunwald był możliwy z powodu litewsko-polskiej organizacji i waleczności, ale też korzystnej koniunktury międzynarodowej. W Cesarstwie trwała walka o tron. Sojusznicy Krzyżaków, rządzący w Czechach i na Węgrzech Luksemburgowie, nie palili się do walki: woleli poczekać co wyniknie ze starć na odległej dla nich północy.
Co więcej: nawet zniszczenie armii zakonnej w polu nie oznaczało, że uda się zdobyć Malbork, największy zamek średniowiecznej Europy. Przy tamtejszych możliwościach aprowizacji i sztuce oblężniczej był po prostu nie do zdobycia. A zakon, nawet po Grunwaldzie, był zamożny i otrzymywał posiłki zagraniczne. Dowód: zwycięstwo polskie pod Koronowem 10 października 1410. Zakon mógł wydawać się ostatecznie pobity, ale wciąż stanowił zagrożenie.
Wreszcie: zająć nie znaczy opanować. Czy Jagiełło i Witold utrzymaliby się na Pomorzu i w Prusach wystarczająco długo, by nie dać się wyprzeć? Innym wyzwaniem byłby ustrój ziem odebranymi Krzyżakom. Polska i Litwa dopiero od niedawna próbowały zadzierzgnąć łączące je więzi. Nieśmiało, bo wpływały na nieznane wody. A ziemie zakonne sporo różniły się od Korony, a Litwy w szczególności – zwłaszcza ludnością, pieniądzem i prawem. Proste połączenie tak różnych organizmów nie było możliwe.