Głowa w słoiku
„Gdy naród jest mordowany, musi bronić się wszelkimi możliwymi środkami”. – biskup Walenty Dymek, współtwórca poznańskiego Kościoła Podziemnego.
Powyższe słowa były odpowiedzią na moralne dylematy lekarza Franciszka Witaszka. 20 kwietnia 1940 r. powołano Związek Odwetu, specjalną jednostkę sabotażowo-dywersyjną, a medyk został szefem Okręgu Poznań. Pomimo pełnienia tak wysokiej funkcji w strukturach konspiracyjnych, dr Witaszek nie chciał prowadzić z Niemcami walki przy użyciu drastycznych metod. Na jego postawę wpłynął dopiero jeden z żołnierzy, który – nawiązując do słów biskupa Dymka – miał mu powiedzieć:
„Pan nie zdaje sobie sprawy, z jakim wrogiem mamy do czynienia. Oni chcą nas po prostu totalnie wymordować. […] Zetrzeć z powierzchni, żeby ślad po Polakach nie pozostał. Jeśli w ogóle mamy przetrwać, to musimy bronić się wszelkimi środkami: bomba, nóż, pistolet, trucizna. Każdy sposób dobry, bo jak nie my ich, to oni nas”.
W latach 1941-1942 r. grupa kierowana przez lekarza – tzw. „witaszkowcy” – miała przeprowadzić kilka najbardziej tajemniczych akcji na terenie okupowanej Wielkopolski. W gronie sabotażystów znajdowali się bakteriolodzy, laboranci i kelnerzy pracujący w hotelach odwiedzanych przez Niemców. Rola tych ostatnich polegała na dosypywaniu do kawy proszku zawierającego bakterie tyfusu. W niektórych relacjach można spotkać się również z informacjami, że „witaszkowcy” wcierali zarazki w poręcza schodów w niemieckich szpitalach wojskowych, a nawet wysyłali do budynków, w których rezydowali hitlerowcy, koperty z wąglikiem.
Działalność grupy została zakończona przez aresztowanie najważniejszych konspiratorów, w tym samego dr Witaszka. 8 stycznia 1943 r. Niemcy powiesili go na szubienicy, a następnie zgilotynowali jego zwłoki. Głowę medyka umieszczono na koniec w słoju z formaliną, na który przyklejono kartkę z napisem: „Głowa inteligentnego polskiego mordercy dr Franciszka Witaszka”.
Do dziś nie wiadomo ilu Niemców padło ofiarą „witaszkowców”. Szef Związku Odwetu, Stefan „Grot” Rowecki, raportował w połowie 1941 r., że otruli 149 hitlerowców. Żona dr Witaszka twierdziła, że grupa kierowana przez jej męża uśmierciła przynajmniej dwóch lub trzech wysokich rangą esesmanów.