Dzieci z Pahiatua
Czech i Polak przy piwie rozmawiają o historii. Czech żartuje z polskich, zawsze przegranych powstań. Błąd. Było kilka zwycięskich, z czego dwa wielkopolskie. To z 1918 to część masowej świadomości, także dzięki niedawnym obchodom setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Ale o tym z 1806 mało kto pamięta. 1 listopada owego roku zwycięska armia francuska wkroczyła do Wielkopolski. Dla Polaków był to sygnał do powstania przeciw Prusakom. Na uszczypliwość Czecha Polak odpowiada: „Czemu w Pradze nie wybuchło powstanie? Bo Hitler nie wyraził zgody”. Też nie ma racji – powstanie w Pradze było. Nie tak krwawe jak w Warszawie, ale zwycięskie.
Przypomnijmy, że 1 listopada 1946 Karol Wojtyła otrzymał w Krakowie święcenia kapłańskie. Fakt nie byle jaki: duchowny chrześcijański rodzi się dwa razy. Najpierw dla świata, a po raz drugi dla Chrystusa. A w 1893, także w Krakowie, odszedł do wieczności Jan Matejko. Dodajmy, że jego ojciec był Czechem. Czym byłaby polska świadomość historyczna bez jego obrazów, jak „Bitwa pod Grunwaldem”, „Batory pod Pskowem”, czy „Sobieski pod Wiedniem”?
Z kolei 17 września 1939 ZSRR rozpoczął agresję na walczącą z Hitlerem Polskę. Później były represje, niszczenie śladów polskości, Katyń i deportacje na wschód, gdzie większość zesłanych nie przeżyła pierwszej zimy. Ale 22 czerwca 1941 Hitler z sojusznika stał się wrogiem ZSRR. Polska dyplomacja wykorzystała okoliczności. 30 lipca podpisano tzw. układ Sikorski-Majski. Dzięki niemu można było załatwić najpilniejszą sprawę: uwolnić Polaków, cywilów i żołnierzy z więzień, łagrów i miejsc zesłania. Wielu potrzebowało natychmiastowej pomocy: byli chorzy, na skraju śmierci z głodu, przepracowania i ciężkich warunków życia. Rozsianych po całym ZSRR, przemielonych przez radziecki system terroru i represji, trzeba było pozbierać i zaopiekować się nimi.
Tu przywołajmy historię Dzieci z Pahiatua. 1 listopada 1944 do Wellington – na zaproszenie władz Nowej Zelandii – przybyła grupa 732 w większości osieroconych polskich dzieci oraz ich 102 opiekunów, ofiar sowieckich deportacji z lat 1939–1941. Ewakuowano ich z armią Andersa z ZSRR do Persji (dziś: Iran). Rząd Polski zaapelował do Ligi Narodów o pomoc w znalezieniu czasowego schronienia dla polskich cywilów i dzieci. Pomoc zaoferowało kilka krajów – w tym Nowa Zelandia. Dla dzieci i opiekunów utworzono kampus w Pahiatua.
Zaproszenie było ważne do końca wojny, ale ośrodek działał do 15 kwietnia 1949. W „Małej Polsce” dzieci swobodnie kultywowały rodzimy język i kulturę. Nowa Zelandia była jedynym krajem, który przyjął ich bezwarunkowo, zapewnił opiekę i umożliwił zdobycie wykształcenia oraz pełną asymilację w nowej ojczyźnie. Nowozelandzkie rodziny w każde Święta stawały się dla polskich dzieci zastępczymi. Po zamknięciu Pahiatua, także dzięki nim, polscy imigranci odnaleźli swoje miejsce w życiu. Większość została w Nowej Zelandii, tworząc bardzo zintegrowaną grupę polonijną. 1 i 2 listopada 2014, w dniach kojarzonych raczej ze smutkiem i zadumą, radośnie obchodzono 70-lecie przybycia Dzieci z Pahiatua do Nowej Zelandii.