Dwóch dowódców Westerplatte
W czasie ataku na Polskę Niemcy po raz pierwszy zastosowali doktrynę Blitzkriegu, czyli wojny błyskawicznej. Chociaż wróg przewyższał Wojsko Polskie pod względem technologicznym, nasi żołnierze stawiali zacięty opór.
Na szczególną uwagę zasługuje nieludzki wysiłek obrońców Westerplatte. Chociaż pierwotnie mieli utrzymać się przez 12 godzin w oczekiwaniu na pomoc, skapitulowali dopiero 7 września 1939 r. Biorąc pod uwagę liczebną przewagę wroga oraz skromne zapasy amunicji i żywności, jakimi dysponowali żołnierze, dokonali oni rzeczy nadzwyczajnej.
Naprzeciwko ponad 3 tys. Niemców, którzy 1 września ruszyli do szturmu na Wojskową Składnicę Tranzytową na Westerplatte stanął oddział wartowniczy liczący zaledwie 182 ludzi. Heroiczna obrona półwyspu wiąże się jednocześnie z tragizmem dowódcy. Mowa o majorze Henryku Sucharskim, który po doznanym załamaniu nerwowym, myślał o kapitulacji już 2 września. Przez najbliższe pięć dni faktyczną obroną Westerplatte miał odtąd dowodzić zastępca Sucharskiego, kapitan Franciszek Dąbrowski – potomek samego Henryka Dąbrowskiego.
Ostatni westerplatczyk, zmarły w 2012 r. major Ignacy Skowron uważał jednak, że obaj dowódcy wnieśli istotny wkład w obronę. Zawsze powtarzał on, że kapitanowi podkomendni zawdzięczali sławę, a majorowi – życie.